Czasem tak jest że wpadam na sesję w umówione miejsce, patrzę na zakochańców (szybkie siemka - co tam u Was) i już wiadomo że będzie sztosik.
Tak właśnie było w tym przypadku.
Edyta i Łukasz czyli kapitana para uśmiechniętych i otwartych ludzi, z pozytywnym nastawieniem do zdjęć, zero stresu - normalny czad.
Co do samego miejsca ?
nooo... w planach była sesja w polu maków, ale coś w tym roku nie poszło i maki przerosły trawą. Dobrze że ostry wzrok fotografa (dobra nie chwalę się :P) dostrzegł piękno w tych tak naprawdę chaszczach. dodatkowo słoneczko nam tak pięknie poświeciło. Oczywiście szaman światła również musiał być, ale tym razem lampka było używana bardzo mało.
Co więcej dodać - szał szał i jeszcze raz szał
uśmiechnięta mina Edytki zaraz po sesji - zadowolenie z zdjęć przeglądniętych bezpośrednio na aparacie to dla mnie cudowna nagroda - kocham swoją pracę
Sami zobaczcie .